Playa del Carmen: wsiadam na rower!

Po wielu wspaniałych chwilach z przyjaciółmi tutaj w Playa del Carmen ciężko mi wyjeżdżać. Mógłbym sobie wyobrazić scenariusz, by osiąść w tym mieście. Przez te 2-3 tygodnie zyskałem grupę pięknych przyjaciół – ludzi dbających o siebie nawzajem, okazujących sobie w otwarty sposób uczucia, dzielących się wszystkim, co tylko mają i nie przejmujących się zbytnio rzeczami takimi jak pieniądze, czy oczekiwania społeczne.

Jednakże jestem w takim punkcie podróży, że ciągnie mnie dalej. Wiem, że do Playa del Carmen będę mógł wrócić zawsze i zawsze jestem tutaj mile widziany. Poznałem to miasto od zupełnie innej strony, podobnie zresztą jak Cancun – miasto, a nie zbudowana czesto plastikowa rzeczywistosc w Zona Hotelara. Obydwa miejsca to znane resorty masowej turystyki, dzięki couchsurferce Audrinie w Cancun i grupie przyjaciół tutaj w Playa miałem okazję zobaczyć prawdziwy Meksyk, codzienność, życie prostych, ale jakże wartościowych, cieplych, otwartych ludzi. Podczas wielu godzin spędzonych w kuchni, wizyt w ulicznych budkach z jedzeniem poznałem, jak wspaniała jest meksykańska kuchnia, nauczyłem się robić jakże ważne w meksykańskiej kuchni sosy. Każda spróbowana potrawa jest jak oddzielny rozdział w powieści, każda lepsza od tej poprzedniej. Podzielę się z Wami szczegółami kuchni meksykańskiej w jakimś oddzielnym poście, gdyż teraz udam się już na spoczynek, by zbierać siły na pedałowanie w kierunku Tulum i Punta Allen.

Jeden z ulubionych moich pisarzy, Hermann Hesse, napisał, że życie jest pasmem pożegnań, sztuką, której uczymy się całe życie… w tej chwili po raz kolejny rozumiem ciężar tych słów.

Dziękuję Playa, dziękuję Piękni Ludzie! (Caro, Gabo, Omar, Carla, Adrianna, Mala, Sviet, muzycy z Chetumal, panie z pralni, chłopaki z pobliskiej budki ze świeżą tortillą …i wszyscy Ci, którzy pozostawili uśmiech, nie pozostawiając imienia…)

Prace nad blogiem

Witaj serdecznie!

właśnie siedzę sobie w mieszkaniu mojego couchsurfingowego gospodarza w meksykańskim Cancun i pocę się nad instalacją nowego bloga, tak, by w komfortowy sposób móc dzielić się z Wami moimi przygodami podczas rowerowej wyprawy po Ameryce Łacińskiej. Jest jeszcze troszkę pracy, ale będę ją wykonywał sukcesywnie.

Na dniach wystartuję z pierwszą relacją tych niespełna 3 tygodni, gdzie głównie aklimatyzowałem się w rzeczywistości Meksyku(co przyszło mi szalenie łatwo poprzez to jak POZYTYWNIE ten świat mnie tutaj przywitał). Działo się, oj działo!

Po poczynionych przygotowaniach przez ostatni czas jestem gotowy, by za kilka dni wsiąść już na rower i ruszyć w trasę.

A tymczasem mały test współpracy bloga z urządzeniem GPS, a zarazem przedsmak relacji: rowerowe odkrywanie Cancun okiem GPS-a.